Islamscy bojownicy wzięli na cel Azję Centralną. W Kazachstanie wybuchają bomby, w Tadżykistanie wojsko ledwo uporało się z tamtejszym "bin Ladenem". Nikt nie jest pewien ich zamiarów, ale sami bojownicy snują wizje budowy islamskiego kalifatu, rozciągającego się od Kaukazu po Afganistan.
Azja Centralna to pięć państw: Kazachstan,
Uzbekistan, Kirgistan,
Tadżykistan i Turkmenistan. Tworzą sieć naczyń połączonych - wydarzenia w jednym kraju prędzej czy później oddziałują na jego sąsiadów. Tak było z islamskimi radykałami, którzy od końca lat 90. skupili się pod sztandarami Islamskiego Ruchu Uzbekistanu (IRU). Organizacja była niebezpieczna, szybko sprzymierzyła się z afgańskimi talibami. Zaraz po powstaniu przeprowadziła serię zbrojnych najazdów w Azji Centralnej - bojownicy twierdzili, że dążą do obalenia prezydent Uzbekistanu
Islama Karimowa. Od kiedy USA interweniowało w Afganistanie wszystko się zmieniło. IRU i zainspirowane nią organizacje skupiające ochotników przeróżnych narodowości wzięły na cel nie tyle Uzbekistan, co cały region. Nie są osamotnione. Pomaga im al-Kaida, talibowie a nawet bojownicy z Kaukazu Północnego. Terroryzm z nową siłą znów zawitał do Azji Centralnej.
Jeśli ktoś się tego spodziewał, to na pewno nie
Emomali Rahmon, prezydent Tadżykistanu. Latem ubiegłego roku ze ściśle strzeżonego więzienia w Duszanbe, położonego w pobliżu prezydenckiego pałacu, zbiegło 25 więźniów. Na władze padł blady strach. Na wolności znaleźli się, jak stwierdziły tadżyckie władze, "islamscy terroryści". Część zbiegów próbowała uciec do sąsiedniego Afganistanu, część udała się do doliny Raszt położonej na północny wschód od Duszanbe. Prezydent kazał przeprowadzić obławę, która skończyła się masakrą.
Ciąg dalszy na WP.PL
JM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz