Wywiad z Robertem Omarem Hamiltonem, przedstawicielem niezależnego kina egipskiego; jeden z organizatorów prowizorycznych pokazów na pl. Tahrir; producent dorocznego Palestine Festival Literature; reżyser filmów "When I stretch forth my hand" (2009) i Maydoum (2009 - premiera na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Dubaju)
Katarzyna Kościesza: Czy możesz w ramach wprowadzenia opowiedzieć krótko o obecnej sytuacji egipskiego kina?
Robert Omar Hamilton: Kino egipskie zaczęło się rozwijać w tym samym czasie, co kino światowe, a obecnie jest zaliczane do największych przemysłów kinematograficznych w świecie arabskim. Problem polega na tym, że już od lat 50, 60 zostało ono bardzo mocno powiązane z polityką. Obecnie cały przemysł znajduje się w rękach wąskiej grupy związanej ze stary reżimem... cały sprzęt, cała infrastruktura. Filmy, które powstawały przez ostatnie pół wieku trudno nazwać ambitnymi. Są to w większości filmy banalne, kiepskie komedie… I cały przemysł jest w rękach bardzo bogatych ludzi, którzy tworzą kolejne kiepskie filmy i dzięki temu stają się jeszcze bogatsi. W tym systemie nie ma miejsca na nowe, ambitne kino. Kino, które powstaje to nie jest kino, które może się liczyć na arenie międzynarodowej. Teraz jednak, razem z upadkiem starego systemu, nadszedł czas na zmiany także w tej dziedzinie.
KK: I ty należysz do grupy osób, które starają się te zmiany inicjować…
R.O.H.: Tak, jest grupa młodych egipskich filmowców, którzy chociaż są na początku swojej artystycznej drogi, usilnie starają się tworzyć ambitniejsze kino. Jednym z nich jest mój przyjaciel Tamer El Said, który stworzył pierwszą w Kairze niezależną wytwórnię filmową. Wytwórnia ta stanowi niesamowite wsparcie dla młodych twórców. Pomagają oni nie tylko merytorycznie, ale też, co jest niesłychanie ważne, użyczają sprzęt. Współpracuję z nimi już od pewnego czasu. To od nich mam na przykład kamery. To dzięki nim możemy kręcić…
Możesz w przybliżeniu powiedzieć, ile osób jest obecnie zaangażowanych w tworzenie niezależnego kina w Egipcie? Jak duża jest to grupa?
To jest pytanie, na które bardzo trudno odpowiedzieć. Te nazwiska się zmieniają… I ich liczba również. Niezależne kino jest u nas dopiero w trakcie tworzenia, jest zjawiskiem bardzo nowym, elastycznym, trudnym do jednoznacznego określenia. Nie podejmę się na dany moment wymienienia nazwisk twórców, którzy stanowią trzon niezależnej sceny w Egipcie. To pokaże przyszłość. Jeżeli chodzi o liczbę, to myślę, że będzie to ok. 10 osób.
Rozmawiając z wami w Kairze odniosłam wrażenie, że większość z was uzyskała wykształcenie na Zachodzie. Czy to prawda?
Nie. Zupełnie nie.
Czyli jest w Kairze ośrodek, który kształci filmowców?
Tak, oczywiście. W Kairze znajduje się Wyższy Instytut Kinematografii, który swego czasu cieszył się dosyć dobrą renomą, ale ostatnio jego prestiż też zaczął podupadać. Tę instytucję również powinna objąć fala przemian w egipskim kinie.
Teraz chciałabym Cię spytać o związek pomiędzy kinem a obecną sytuacją polityczną w Egipcie… Kiedy rewolucja wybuchła pod koniec stycznia tego roku, nie było Cię w Kairze?
Tak, 25 stycznia, kiedy wszystko się zaczęło, przebywałem poza granicami kraju. Przyleciałem do Egiptu 29 stycznia.
Czy od razu miałeś jasny plan, w jaki sposób włączysz się w rewolucję, czy cały pomysł pojawił się dopiero potem?
Po przylocie, od razu poszedłem na plac Tahrir, by być razem ze wszystkimi. Atmosfera była niesamowita. Wielkie poruszenie. Wszyscy braliśmy w tym udział. To było coś nieprawdopodobnie emocjonalnego, spontanicznego. Ale dopiero po pewnym czasie powstała idea, by stworzyć kino na Placu Tahrir. Chcieliśmy pokazywać filmy nakręcone podczas manifestacji, by w jakiś sposób równoważyć przekłamany obraz, który propagowały kontrolowane przez państwo media. Chcieliśmy pokazywać, co się naprawdę działo. By ludzie widzieli, jak i o co walczyliśmy. Zaczęliśmy również zbierać materiał od zwykłych ludzi, którzy często kręcili manifestacje i walki z mundurowymi swoimi telefonami komórkowymi. Wierzę, że w tym materiale tkwi niesamowite bogactwo – prawda o tym, co faktycznie się działo, widziana oczami Egipcjan, którzy z tego lub innego powodu znaleźli się na placu Tahrir, w trakcie walk.
Jak zbieraliście ten amatorski materiał? Skąd ludzie wiedzieli, że mają go do was zanosić?
Najczęściej zbieraliśmy go na bieżąco, na placu, podczas manifestacji. Ale też ludzie dowiadywali się o naszej akcji od swoich znajomych, a później mówili to kolejnym znajomym i tak wieść sama niosła się po mieście. Zebraliśmy naprawdę całkiem sporą ilość materiału. Teraz wielkim wyzwaniem jest przejrzenie tego i zobaczenie, co z tym można zrobić.
Z jaką reakcją ze strony ludzi spotkała się idea tego rewolucyjnego kina na pl. Tahrir?
Odbiór był bardzo dobry. Wręcz zaskakująco dobry. Tak naprawdę teraz powinienem być w Palestynie, gdzie mam kręcić mój następny film, ale zmieniłem plany po jednym z seansów na placu Tahrir. Podszedł do mnie starszy człowiek, który uścisnął mi dłoń i ze wzruszeniem zaczął dziękować za to, co robimy. Powiedział, że domyślał się, że telewizja kłamie, ale dzięki nam teraz wie to na pewno. Powiedział, że w końcu wie, jak naprawę było i powie to swoim znajomym. Zagroził, że nie odejdzie, dopóki nie damy mu kopii nagrań, by mógł je pokazywać innym. To był dla mnie bardzo ważny moment. Wtedy zrozumiałem, że ta inicjatywa ma naprawdę sens. I że moje miejsce jest teraz w Egipcie. Dlatego odłożyłem kręcenie mojego następnego filmu do lutego przyszłego roku.
Z tego co pamiętam, waszym celem było rozszerzanie zasięgu tego kina. Chcieliście pokazywać nagrania z rewolucji nie tylko na pl. Tahrir, ale też w innych dzielnicach Kairu, a nawet w innych miastach – czy to się udało?
Do pewnego stopnia tak. Nagrania były wyświetlane też w Aleksandrii i Luxorze. Bardzo pragnęliśmy, zachęcaliśmy i wciąż zachęcamy ludzi, by na własną rękę organizowali pokazy tych filmów w swoich dzielnicach i miastach. Bardzo ważne jest, by dotrzeć do jak największej ilości ludzi z prawdziwą informacją na temat rewolucji. Dla wielu ludzi w Egipcie jedynym źródłem wiedzy jest kontrolowana przez państwo telewizja. Internet nie jest tu tak powszechny , jak w Europie. Egipt rozpaczliwie potrzebuje decentralizacji przekazu informacji.
Czy kino na pl. Tahrir nadal działa?
Niestety już nie. Na początku sierpnia wojsko zdecydowało się usunąć manifestantów z placu Tahrir. Pretekstem był początek Ramadanu i procesu Mubaraka. W trakcie przepędzania protestujących nie oszczędzono również naszego kina. Cały sprzęt został z premedytacją zniszczony przez mundurowych. Teraz poważnie zastanawiamy się, co dalej robić. Jak kontynuować naszą działalność.
A współpracujecie w jakiś sposób z opozycyjnymi ruchami politycznymi, które okupowały pl. Tahrir?
Nie, nie mamy żadnego kontaktu z nimi. Każdy działa na własną rękę, robiąc to na czym się zna.
Powiedz mi w takim razie, czego będzie dotyczył twój kolejny film?
Film ten będzie opowiadał historię mężczyzny, który wraca do Palestyny po latach emigracji w Stanach Zjednoczonych i musi dokonać trudnego wyboru pomiędzy ziemią przodków, która go wzywa, a bezpieczeństwem i komfortem, które gwarantuje emigracja. Szczerze powiedziawszy, trochę zmieniliśmy scenariusz po wybuchu rewolucji. Wcześniejszy mówił o braku zmian, pewnej stagnacji, z którymi musi się zmierzyć główny bohater. W obecnej sytuacji podobny scenariusz oczywiście jest już zupełnie bez sensu.
Więc rewolucja zmusiła Cię do bardziej wytężonej pracy – musiałeś pisać scenariusz od początku…?
[śmiech] Mam nadzieję, że kolejne wydarzenia na Bliskim Wschodzie nie zmuszą nas do ponownych zmian scenariusza…!
Dlaczego kręcisz swój kolejny film w Palestynie a nie w Egipcie?
Nie podzielam opinii, że egipski twórca musi tworzyć filmy w Egipcie. Dlaczego? To jakaś głupota! Wiele osób tutaj zadaje mi to pytanie, ale na przykład nikt nie zadał mi go w Palestynie. Oni wiedzą, dlaczego tam kręcę. To jest przepiękny kraj. Fascynujący. O skomplikowanej historii. I jestem zdania, że los Palestyny jest decydujący dla całego regionu. Też dla przyszłości Egiptu. W tej części świata my tu jesteśmy wszyscy ze sobą powiązani.
Rozmawiała Katarzyna Kościesza, absolwentka warszawskiej etnologii :-).
Rozmawiała Katarzyna Kościesza, absolwentka warszawskiej etnologii :-).