wtorek, 30 sierpnia 2011

Kino w porewolucyjnym Egipcie?

Wywiad z Robertem Omarem Hamiltonem, przedstawicielem niezależnego kina egipskiego; jeden z organizatorów prowizorycznych pokazów na pl. Tahrir; producent dorocznego Palestine Festival Literature; reżyser filmów "When I stretch forth my hand" (2009) i Maydoum (2009 - premiera na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Dubaju)

Katarzyna Kościesza: Czy możesz w ramach wprowadzenia opowiedzieć krótko o obecnej sytuacji egipskiego kina?

Robert Omar Hamilton: Kino egipskie zaczęło się rozwijać w tym samym czasie, co kino światowe, a obecnie jest zaliczane do największych przemysłów kinematograficznych w świecie arabskim. Problem polega na tym, że  już od lat 50, 60 zostało ono bardzo mocno powiązane z polityką. Obecnie cały przemysł znajduje się w rękach wąskiej grupy związanej ze stary reżimem... cały sprzęt, cała infrastruktura. Filmy, które powstawały przez ostatnie pół wieku trudno nazwać ambitnymi. Są to w większości filmy banalne, kiepskie komedie… I cały przemysł jest w rękach bardzo bogatych ludzi, którzy tworzą kolejne kiepskie filmy i dzięki temu stają się jeszcze bogatsi.  W tym systemie nie ma miejsca na nowe, ambitne kino. Kino, które powstaje to nie jest kino, które może się liczyć na arenie międzynarodowej. Teraz jednak, razem z upadkiem starego systemu, nadszedł czas na zmiany także w tej dziedzinie.
KK: I ty należysz do grupy osób, które starają się te zmiany inicjować…
R.O.H.: Tak, jest grupa młodych egipskich filmowców, którzy chociaż są na początku swojej artystycznej drogi, usilnie starają się tworzyć ambitniejsze kino. Jednym z nich jest mój przyjaciel Tamer El Said, który stworzył pierwszą w Kairze niezależną wytwórnię filmową. Wytwórnia ta stanowi niesamowite wsparcie dla młodych twórców. Pomagają oni nie tylko merytorycznie, ale też, co jest niesłychanie ważne, użyczają sprzęt. Współpracuję z nimi już od pewnego czasu. To od nich mam na przykład kamery. To dzięki nim możemy kręcić…
Możesz w przybliżeniu powiedzieć, ile osób jest obecnie zaangażowanych w tworzenie niezależnego kina w Egipcie? Jak duża jest to grupa?
To jest pytanie, na które bardzo trudno odpowiedzieć. Te nazwiska się zmieniają… I ich liczba również. Niezależne kino jest u nas dopiero w trakcie tworzenia, jest zjawiskiem bardzo nowym, elastycznym, trudnym do jednoznacznego określenia. Nie podejmę się na dany moment wymienienia nazwisk twórców, którzy stanowią trzon niezależnej sceny w Egipcie. To pokaże przyszłość. Jeżeli chodzi o liczbę, to myślę, że będzie to ok. 10 osób.
Rozmawiając z wami w Kairze odniosłam wrażenie, że większość z was uzyskała wykształcenie na Zachodzie. Czy to prawda?
Nie. Zupełnie nie.
Czyli jest w Kairze ośrodek, który kształci filmowców?
Tak, oczywiście. W Kairze znajduje się Wyższy Instytut Kinematografii, który swego czasu cieszył się dosyć dobrą renomą, ale ostatnio jego prestiż też zaczął podupadać. Tę instytucję również powinna objąć fala przemian w  egipskim kinie.
Teraz chciałabym Cię spytać o związek pomiędzy kinem a obecną sytuacją polityczną w Egipcie… Kiedy rewolucja wybuchła pod koniec stycznia tego roku, nie było Cię w Kairze?
Tak, 25 stycznia, kiedy wszystko się zaczęło,  przebywałem poza granicami kraju. Przyleciałem do Egiptu 29 stycznia.
Czy od razu miałeś jasny plan, w jaki sposób włączysz się w rewolucję, czy cały pomysł pojawił się dopiero potem?
Po przylocie, od razu poszedłem na plac Tahrir, by być razem ze wszystkimi. Atmosfera była niesamowita. Wielkie poruszenie. Wszyscy braliśmy w tym udział. To było coś nieprawdopodobnie emocjonalnego, spontanicznego. Ale dopiero po pewnym czasie powstała idea, by stworzyć kino na Placu Tahrir. Chcieliśmy pokazywać filmy nakręcone podczas manifestacji, by w jakiś sposób równoważyć przekłamany obraz, który propagowały kontrolowane przez państwo media. Chcieliśmy pokazywać, co się naprawdę działo. By ludzie widzieli, jak i o co walczyliśmy. Zaczęliśmy również zbierać materiał od zwykłych ludzi, którzy często kręcili manifestacje i walki z mundurowymi swoimi telefonami komórkowymi. Wierzę, że w tym materiale tkwi niesamowite bogactwo – prawda o tym, co faktycznie się działo, widziana oczami Egipcjan, którzy z tego lub innego powodu znaleźli się na placu Tahrir, w trakcie walk.
Jak zbieraliście ten amatorski materiał? Skąd ludzie wiedzieli, że mają go do was zanosić?
Najczęściej zbieraliśmy go na bieżąco, na placu, podczas manifestacji. Ale też ludzie dowiadywali się o naszej akcji od swoich znajomych, a później mówili to kolejnym znajomym i tak wieść sama niosła się po mieście. Zebraliśmy naprawdę całkiem sporą ilość materiału. Teraz wielkim wyzwaniem jest przejrzenie tego i zobaczenie, co z tym można zrobić.
Z jaką reakcją ze strony ludzi spotkała się idea tego rewolucyjnego kina na pl. Tahrir?
Odbiór był bardzo dobry. Wręcz zaskakująco dobry. Tak naprawdę teraz powinienem być w Palestynie, gdzie mam kręcić mój następny film, ale zmieniłem plany po jednym z seansów na placu Tahrir. Podszedł do mnie starszy człowiek, który uścisnął mi dłoń i ze wzruszeniem zaczął dziękować za to, co robimy. Powiedział, że domyślał się, że telewizja kłamie, ale dzięki nam teraz wie to na pewno. Powiedział, że w końcu wie, jak naprawę było i powie to swoim znajomym. Zagroził, że nie odejdzie, dopóki nie damy mu kopii nagrań, by mógł je pokazywać innym. To był dla mnie bardzo ważny moment. Wtedy zrozumiałem, że ta inicjatywa ma naprawdę sens. I że moje miejsce jest teraz w Egipcie. Dlatego odłożyłem kręcenie mojego następnego filmu do lutego przyszłego roku.
Z tego co pamiętam, waszym celem było rozszerzanie zasięgu tego kina. Chcieliście pokazywać  nagrania z rewolucji nie tylko na pl. Tahrir, ale też w innych dzielnicach Kairu, a nawet w innych miastach – czy to się udało?
Do pewnego stopnia tak. Nagrania były wyświetlane też w Aleksandrii i Luxorze. Bardzo pragnęliśmy, zachęcaliśmy i wciąż zachęcamy ludzi, by na własną rękę organizowali pokazy tych filmów w swoich dzielnicach i miastach. Bardzo ważne jest, by dotrzeć do jak największej ilości ludzi z prawdziwą informacją na temat rewolucji. Dla wielu ludzi w Egipcie jedynym źródłem wiedzy jest kontrolowana przez państwo telewizja. Internet nie jest tu tak powszechny , jak w Europie. Egipt rozpaczliwie potrzebuje decentralizacji przekazu informacji.
Czy kino na pl. Tahrir nadal działa?
Niestety już nie. Na początku sierpnia wojsko zdecydowało się usunąć manifestantów z placu Tahrir. Pretekstem był początek Ramadanu i procesu Mubaraka. W trakcie przepędzania protestujących nie oszczędzono również naszego kina. Cały sprzęt został z premedytacją zniszczony przez mundurowych. Teraz poważnie zastanawiamy się, co dalej robić. Jak kontynuować naszą działalność. 
A współpracujecie w jakiś sposób z opozycyjnymi ruchami politycznymi, które okupowały pl. Tahrir?
Nie, nie mamy żadnego kontaktu z nimi. Każdy działa na własną rękę, robiąc to na czym się zna.
Powiedz mi w takim razie, czego będzie dotyczył twój kolejny film?
Film ten będzie opowiadał historię mężczyzny, który wraca do Palestyny po latach emigracji  w Stanach Zjednoczonych i musi dokonać trudnego wyboru pomiędzy ziemią przodków, która go wzywa, a bezpieczeństwem i komfortem, które gwarantuje emigracja. Szczerze powiedziawszy, trochę zmieniliśmy scenariusz po wybuchu rewolucji. Wcześniejszy mówił o braku zmian, pewnej stagnacji, z którymi musi się zmierzyć główny bohater. W obecnej sytuacji podobny scenariusz oczywiście jest już zupełnie bez sensu.
Więc rewolucja zmusiła Cię do bardziej wytężonej pracy – musiałeś pisać scenariusz od początku…?
[śmiech] Mam nadzieję, że kolejne wydarzenia na Bliskim Wschodzie nie zmuszą nas do ponownych zmian scenariusza…!
Dlaczego kręcisz swój kolejny film w Palestynie a nie w Egipcie?
Nie podzielam opinii, że egipski twórca musi tworzyć filmy w Egipcie. Dlaczego? To jakaś głupota! Wiele osób tutaj zadaje mi to pytanie, ale na przykład nikt nie zadał mi go w Palestynie. Oni wiedzą, dlaczego tam kręcę. To jest przepiękny kraj. Fascynujący. O skomplikowanej historii. I jestem zdania, że los Palestyny jest decydujący dla całego regionu. Też dla przyszłości Egiptu. W tej części świata my tu jesteśmy wszyscy ze sobą powiązani.

Rozmawiała Katarzyna Kościesza, absolwentka warszawskiej etnologii :-).

niedziela, 28 sierpnia 2011

Foreign Policy - ciekawe galerie

Chyba najlepszy magazyn na świecie poświęcony tematyce zagranicznej opublikował, za jednym zamachem, dwie warte zobaczenia galerie zdjęć poświęconych ZSRR i państwom dawniej wchodzącym w skład bloku komunistycznego.Coś akurat na niedzielne popołudnie.

Agitprops
Russias's Big Backyard - polecam zdjęcie numer 2!

JM

czwartek, 25 sierpnia 2011

Cudotwórca Nurgalijew

Przepraszam nie wierzę. Nie w to, że wspólnie z Ludwigiem uruchomiliśmy bloga, ale w słowa ministra spraw wewnętrznych FR Raszyda Nurgalijewa: – Za moimi plecami, w przeszłości, pozostało łapownictwo, nadużywanie służbowych pełnomocnictw i korupcja – powiedział na spotkaniu z policjantami w obwodzie kostromskim. Śmiałe oświadczenie zważywszy na to, iż w Rosji nieskorumpowani milicjanci występują równie często co wieloryby w Bałtyku. By mówić prawdę, Nurgalijew musiałby najpierw dokonać cudu.

Dla tych, którzy nie wiedzą – 1 sierpnia w Rosji zakończyła się reforma policji zapoczątkowana w marcu podpisaniem przez prezydenta Miedwiediewa ustawy „O policji”. Jej celem był nie tylko, jakby powiedzieli marketingowcy, rebranding milicji polegający na zmianie nazwy na „policja” i nadaniu odznakom nowej, inspirowanej przedrewolucyjnymi wzorami, formy. Istotą reformy była wymiana kadr. 

Z formacji mundurowych MSW zwolniono 183 tys. dotychczasowych funkcjonariuszy. Atestacji nie przeszli głównie starzy, chorzy i najwięksi rozrabiacy, których już dłużej nie dało się kryć. Poleciały generalskie głowy. Z 347, aż 140 pożegnało się z pracą. Na lodzie została też m.in. Natalia Winogradowa, wiceszef oddziału Komitetu Śledczego przy MSW FR, wsławiona w świecie tym, że nadzorowała sprawę Siergiej Magnickiego. 37-letni prawnik, reprezentujący fundusz inwestycyjny Hermitage Capital Management oskarżany przez rosyjskie władze o oszustwa podatkowe, zmarł w niejasnych okolicznościach w moskiewskim więzieniu. Oprócz Winogradowej na bruku znalazło się jeszcze kilku czołowych, rosyjskich śledczych.

W sumie kadry MSW do przyszłego roku zostaną odchudzone o około 22 procent (226 tys. 900 osób). Docelowo na służbie ma pozostać 1 106 472, zdaniem Nurgalijewa, nienagannych funkcjonariuszy, którzy nie będą wiedzieć co to łapówka a jeśli przyłożą komuś pałą to tylko wtedy, gdy już inaczej się nie da. Jednak już szybkie spojrzenie na statystyki wystawia nie najlepszą ocenę prawdomówności ministra. W pierwszej połowie 2011 r. liczba wykrytych przestępstw popełnionych przez policjantów w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego wzrosła o jedną piątą. Zaskakujące? Niekoniecznie zważywszy na to, że prawie wszyscy milicjanci przeszli atestację i jak makulatura po recyklingu zostali nowymi, „uczciwymi” policjantami. To tak jakby Nurgalijew splunął Rosjanom w twarz i jeszcze oczekiwał podziękowań. Przecież po reformie może być tylko lepiej.

Jarosław Marczuk

wtorek, 23 sierpnia 2011

Prezydent Asad jak zwykle w formie…

Przedwczorajsze wejście libijskich powstańców do Trypolisu zdominowało serwisy informacyjne. W cień zepchnięte zostało inne „wiekopomne” wydarzenie związane z tzw. „Arabską Wiosną”, którym jest czwarte telewizyjne wystąpienie Baszara Asada od czasu rozpoczęcia demonstracji w Syrii. Prezydent udzielił czterdziestominutowego wywiadu dwójce dziennikarzy państwowej telewizji „Syria”. I jak zwykle nie rozczarował odbiorców. Wywiad był kuriozalny i pełen beztroskich banialuków. Nie przekonanych przekonać do niczego nie mógł. Przekonani usłyszeli natomiast to, co usłyszeć chcieli.

Ciekawa była formuła wywiadu. Dziennikarze absolutnie lojalnej władzom stacji zadawali pytanie rzekomo „trudne” i „kontrowersyjne”, jak gdyby próbując pokazać niezależność syryjskich mediów. Poruszano więc wątki międzynarodowej krytyki Syrii, odpowiedzialności karnej osób zamieszanych w śmierć demonstrantów, kwestię kurdyjską, czy pomysł zmiany ósmego artykułu Konstytucji mówiącego o dominacji partii Baas, a tak często krytykowanego przez opozycję. Pytania cholernie niewygodne dla polityka syryjskiego, zwłaszcza w tak trudnym okresie. Baszar wychodził jednak z każdej kontry obronną ręką. Spokojny i stonowany odpowiadał bez zająknięcia od czasu do czasu uśmiechając się zawadiacko, jakby chciał powiedzieć: „haha, znowu wam się nie udało zapędzić mnie w kozi róg”. Spektakl pseudo-obiektywizmu dziennikarskiego i pewna postawa prezydenta poszły chyba jednak troszkę za daleko i wyraźnie słychać było brzmienie fałszywej nuty.

A oto kilka ciekawszych fragmentów rozmowy:

- Syria TV: Panie Prezydencie. W ramach przyjętych reform pojawił się dekret przyznający obywatelstwo Kurdom. Czy było to wynikiem obaw przed aktywizacją tego czynnika podczas obecnego kryzysu?
- Baszar Asad: Tak naprawdę to temat ten został poruszony po raz pierwszy w roku 2002, dokładnie w sierpniu 2002, kiedy odwiedziłem Hasakę (miasto w północno-wschodniej Syrii o znacznej populacji kurdyjskiej). Spotkałem się wtedy z różnymi środowiskami, w tym z Kurdami, którzy poruszyli ten temat. Moja odpowiedź brzmiała następująco: „To (wasze) prawo. To problem humanitarny, który wymaga podjęcia działań. I zaczniemy rozwiązywać ten problem”. Podjęliśmy od razu kroki i zaczęliśmy rozpatrywać różne możliwości. Było kilka scenariuszy. Dotyczyły tego, jak od strony prawnej i konstytucyjnej wyglądać ma podjęcie takiej decyzji. Nie poruszaliśmy się szybko, ale z początkiem roku 2004 prawie zakończyliśmy prace. Te zostały jednak przerwane w marcu 2004 przez wydarzenia z Hasaki i Qamishli (wtedy to doszło do wybuchu kurdyjskiego „Powstania w Qamishli” sprowokowanego starciami kibiców dwóch drużyn piłkarskich). Pewne siły, osoby i strony starały się wykorzystać kwestię obywatelstwa do celów politycznych. To mogło doprowadzić do konfliktu między Kurdami i Arabami. W związku z tym odłożyliśmy temat obywatelstwa na później i rozpoczęliśmy dialog z różnymi siłami (politycznymi). Zauważyliśmy jednocześnie bezustanne próby wykorzystywania tego tematu. Prawda jest taka, że kiedy zapadła decyzja o przyznaniu Kurdom obywatelstwa tekst dekretu był już gotowy od dawna…

To klasyczny już zabieg Asada. Co się wypowie o jakiejś ustawie, decyzji czy projekcie podjętym po wybuchu rewolucji, to jakimś dziwnym trafem zawartość tej ustawy, decyzji czy projektu była gotowa dawno przed rewolucją. Jakimś dziwnym trafem również ustawa, decyzja czy projekt czekały sobie w szufladzie przez – w tym wypadku bagatela 7 lat – żeby, tu kolejny zbieg okoliczności, zostać ogłoszonym w sytuacji, kiedy kraj się wali rządzącym na głowy i muszą coś niezadowolonemu motłochowi rzucić. Co jeszcze ciekawsze. Prezydent zrozumiał dopiero w roku 2002, że brak obywatelstwa u 200 000 osób zamieszkujących od urodzenia terytorium Syrii to swoisty problem. W związku z faktem, iż „pewne siły” chciałyby ten problem wykorzystać uznał, że problem nie jest jednak tak duży jak mu się wydawało, i że to 200 000 Kurdów poczeka sobie jeszcze kilka lat.

…i dalej:

- Syria TV: Obama, ustami Sekretarz Stanu, wezwał Pana jednoznacznie do rezygnacji ze stanowiska. Podobnie Wielka Brytania, Francja i Niemcy. Jak im Pan odpowie?
- Baszar Asad: Podczas moich spotkań z obywatelami syryjskimi w trakcie ostatnich kilku dni pytanie postawiono inaczej: „Dlaczego im Pan nie odpowie?”, a nie „jaka jest Pana odpowiedź?”. Czasami im odpowiadam, czasami nie odpowiadam.  Do każdego przypadku podchodzimy z osobna. Czasami, jeśli to państwa zaprzyjaźnione, odpowiadamy żeby wyjaśnić nasze stanowisko. Zwłaszcza jeśli wiemy, że te państwa mogą prezentować stanowisko niekoniecznie zgodne z ich przekonaniami, a to z określonych przyczyn międzynarodowych. Jeśli zaś chodzi o państwa nieprzyjazne, to niekiedy odpowiadamy żeby zaznaczyć, że jeśli posuną się w swojej polityce (względem nas) daleko, to my możemy pójść nawet dalej. W innych z kolei przypadkach chcemy im zakomunikować: „wasze słowa nie mają żadnej wartości” o czym świadczy wstrzymanie się od jakiegokolwiek komentarza. Tym razem wybraliśmy właśnie tę opcję. Pokazujemy im, że ich słowa nie mają żadnej wartości …Tutaj powiem z całą prostotą. Takich słów nie kieruje się do prezydenta, który nie goni za stanowiskiem. Nie mówi się ich prezydentowi, którego nie wybrały Stany Zjednoczone ani Zachód. Wybrał go naród syryjski. Nie mówi się narodowi, żeby odrzucił swojego wysokiego przedstawiciela… Nie mówi się tego narodowi, który wspiera opór (w Palestynie i Libanie) nie w ramach ideologii swojego państwa, ale z przekonania. Taka jest właśnie różnica. To naród stoi za oporem, to jego przekonania.

Asad jeździ na tej kobyle „oporu” od kiedy przejął władzę. Fakt, znaczna część społeczeństwa sympatyzuje ze sprawą palestyńską (niekoniecznie z Palestyńczykami), co w wielu kręgach zapewniało mu sympatię i poparcie dla jego polityki zagranicznej. Wydaje się jednak, że ta kobyła zdycha i trzeba by ją zastąpić jakimś rączym koniem. Tylko jakim, jeśli w stajniach samo ścierwo.

…no i na koniec ta nieszczęsna Konstytucja…

- Syria TV: Mówił Pan o ponownym przyjrzeniu się Konstytucji. Pojawiły się żądania zmiany artykułu ósmego oraz inne, wzywające do zmiany kolejnych artykułów. Z Pana przemowy wygłoszonej w auli Uniwersytetu Damasceńskiego można było zrozumieć, że Konstytucja, w całości, może być przedmiotem dyskusji. Czy zmieniło się coś od czasu spotkania Komitetu Centralnego (partii Baas), czy czeka nas nowa Konstytucja i jakie są kroki w tym kierunku?
- Baszar Asad: To jeden z najważniejszych punktów obrad Komitetu Centralnego oraz komitetów lokalnych w województwach. Pojawiły się propozycje zmiany artykułu ósmego. Artykuł  ten jest podstawą systemu politycznego w Syrii. W Konstytucji są jednak punkty z nim powiązane, więc mowa o zmianie tylko tego jednego artykułu jest nielogiczna. Podobnie ze zmianą innych artykułów z pominięciem ósmego. Te punkty wraz z punktem ósmym tworzą podstawę systemu politycznego w Syrii. Praca nad jednym artykułem wymaga zatem przepracowania innych artykułów. Rozwiązaniem jest więc przyjrzenie się całej Konstytucji bez względu na to, czy celem jest artykuł ósmy, czy inne artykułu mówiące o systemie politycznym. A przynajmniej przeanalizowanie punktów wzajemnie powiązanych.

Na pozór ma sens prawda? Ale chce się zaraz włożyć dziennikarzom w usta pytanie: „Jakie to punkty Panie Prezydencie?” albo przynajmniej: „ile czasu zajmie przyjrzenie się tym punktom”, lub: „co zostało w tym kierunku zrobione”. Pytanie takie oczywiście nie pada. Prezydent mógłby więc równie dobrze powiedzieć: „Konstytucji się przyjrzeliśmy no i doszliśmy do wniosku, że trzeba się jej dalej przyglądać, ale czemu dokładnie się przyglądać i jak długo to w sumie nie wiem. A w ogóle to dajcie mi święty spokój bo pytania macie nielogiczne, a ja się spieszę na humus”.

Cały wywiad znaleźć można pod następującym linkiem:

Przemowa w auli Uniwersytetu dostępna tutaj:

O wydarzeniach „kurdyjskich” z 2004 roku:

Konstytucja Syryjskiej Republiki Arabskiej:
Dominik Małgowski