Pod koniec września tego roku odbył się w Moskwie 12. zjazd rządzącej w Rosji partii "Jedna Rosja". Media obiegło sensacyjne doniesienie. Prezydent Dmitrij Miedwiediew zrezygnował z reelekcji na rzecz premiera Władimira Putina, a w zamian od szefa rządu otrzymał pierwsze miejsce na liście wyborczej czołowej partii. Później, już w telewizyjnym wywiadzie, Miedwiediew wyjaśniał: "Niewątpliwie premier Putin jest w tym momencie politykiem o najwyższym autorytecie w naszym kraju". Potwierdziła się stara prawda: w Rosji car jest tylko jeden.
"Król królów" w Afryce też był jedyny, a i jego zdmuchnęła rewolucja. Muammar Kadafi nazywał libijskich rebeliantów "szczurami" i tym szczurom wspieranym przez NATO dał się wygryźć z Trypolisu. Wcześniej w Tunezji obalono prezydenta Ben Aliego, a w Egipcie Hosniego Mubaraka. W Syrii Baszar al-Asad z pomocą czołgów i snajperów nadal trzyma się u władzy, choć jak mocno w zasadzie nie wiadomo. Jeszcze na początku roku, gdy Bliski Wschód oraz Afryka Północna stanęły w ogniu, zastanawiano się, czy w Rosji też wybuchnie rewolucja. Większość komentatorów twierdziła, że nie, lecz Kreml woli dmuchać na zimne.
Dalsza część tekstu na WP.PL
JM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz